Mieszkam w tym kraju już od kilkunastu lat, wiem, że mam jeszcze wiele rzeczy do zobaczenia, zwiedzenia, poznania. I jestem na to przygotowana. Także i tym razem byłam na to gotowa i ciekawa, ale nie spodziewałam się, że jeszcze tyle rzeczy może mnie w tym kraju zaskoczyć. No, nie tylko w tym kraju, generalnie podczas ostatniego weekendu.
Tajemnicze wprowadzenie
Ponad piętnaście lat temu sięgnęłam po książkę Giuliany Morandini Caffe Specchi, której akcja rozgrywa się w pewnym włoskim mieście, które nie widnieje na liście najczęściej odwiedzanych miast, do którego nie jest jakoś szczególnie po drodze, a które w swojej długiej historii przyczyniło się do tego, czym są Włochy dzisiaj i które gościło wielu intelektualistów na przełomie wieków. Miasto to przyciągało mnie ogromnie, marzyłam, żeby do niego pojechać i wiedziałam, że kiedyś to się stanie, choć przez wiele lat zupełnie o tym pragnieniu zapomniałam. Aż do niedawna..
Nadszedł ten dzień
Wyjechaliśmy z Mediolanu prawie o wschodzie słońca; tzn. nie jakość szczególnie wcześnie, około 7:30, może chwilę przed. Dzień zapowiadał słonecznie, taki przyjemny ciepły dzień, skąpany w ciepłych promieniach słonecznych wczesnej, włoskiej jesieni. Podróż zapowiadała się długa, kierunek… Wschód. Ktoś domyśla się, jakie to miasto? A może ktoś już w nim był ?
Pierwsze chwile
Dobrej jakości nawierzchnia autostrady była naszym sprzymierzeńcem w podróży, tak że przejechaliśmy praktycznie cały odcinek bez zatrzymywania się. Aż wreszcie nadjeżdżamy, jesteśmy na peryferiach, jedziemy wzdłuż morza. Znam doskonale włoskie wybrzeże, zwłaszcza to południowe, choć nie tylko, ale to było wyjątkowe. Inne niż wszystkie. Z jednej strony roślinność zupełnie nie śródziemnomorska, z drugiej strony cudownego koloru morze, ludzie spacerujący aleją okalającą wybrzeże, ktoś na spacerze z psem, ktoś uprawiający jogging, ktoś zwyczajnie przechodzący lub śpieszący się w określonym kierunku.
Chłonęłam każdą sekundę pobytu w tym mieście od samego początku, każdą sekundę, która przybliżała mnie do zobaczenia jego serca. Oczywiście, nie przyjechaliśmy do zaczarowanej krainy baśni, miasto jak to miasto. Momentami, jak na przykład w okolicach dworca było dosyć nieprzyjemne.
Ale to przecież jak w teorii przestrzeni w literaturze, każde miasto zbudowane jest z kręgów. Poczynając od tych zewnętrznych wrogich i obcych, nieprzychylnych osobie która je przemierza, poprzez kręgi środkowe coraz bardziej znane, do tych coraz bardziej swojskich, intymnych znajdujących się w samym środku miasta aż po punkt kulminacyjny, najważniejszy, ten, który nas oczyszcza, który nas zmienia. Tak samo i tutaj, zewnętrzne kręgi niebyły zbyt przyjazne, ale im bliżej centrum, tym czułam się bardziej bezpieczna.
Zbliżamy się do rozwiązania zagadki
Zaczęłam w dosyć enigmatyczny sposób tego mojego posta, przywołując również teorię literatury. Zastanawiacie się, dlaczego? Bo tak sobie to miasto wyobraziłam piętnaście lat temu, takie – wręcz magiczne – wrażenie o nim miałam i się nie zawiodłam, bo to wszystko, czego oczekiwałam, znalazłam.
Chcę Wam przekazać choć cząstkę tego miasta, część jego magii, uroku i siły. Chcę zachęcić do odwiedzenia go, zboczenia z trasy podczas kolejnych wakacji we Włoszech, by choć jeden dzień mu poświęcić. O jakim mieście mowa? O Trieście, położonym najbardziej na uboczu włoskim mieście, o zagmatwanej historii, mieście, które przyciągało intelektualistów z całej Europy, gdzie jest taki wiatr, któremu mieszkańcy nadają ludzkie cechy.
Pierwszą rzeczą, jaką chciałabym poruszyć, jest kwestia przynależności państwowej. Przez lata swojej długiej i wielowiekowej historii Triest przechodził z rąk do rąk, z kraju do kraju, był również wolnym miastem, aby w końcu osiąść w granicach, jak w ramionach matki Italii i tylko tak zaznać ukojenia.
Historia Triestu w mikropigułce
Pierwsze zapiski o istnieniu grodu i osady pojawiają się już w protohistorii. Zdobycie osady przez Rzymian, to również nadanie jej nazwy Tergeste, której znaczenia można było tłumaczyć w dwojaki sposób: jako złożenie swojsko brzmiącego Terg, czyli targ i sufiksu –este, typowego dla toponimów z tamtego terytorium, wywodzono również nazwę od tergestum, czyli ter–gestum bellum, gdzie ter z łaciny znaczy trzy razy a gestum bellum to imiesłów bierny od gerere bellum– wojować. Informacje o osadzie triesteństej i jej mieszkańcach z tego okresu znajdują się w kilku pismach antycznych, w tym “O wojnie Galijskiej” Juliusza Cezara. Można też zobaczyć resztki budowli antycznych, np. Teatr Rzymski oraz muzeum starożytności, gdzie zostały one zebrane przez filantropa i miłośnika Starożytności – J.J. Winckelmanna oraz wiele innych.
zdjęcia zrobione przez różana fontanna
W Średniowieczu miasto znajdowało się pod dominacją biskupią, następnie stało się wolnym miastem, by później przechodzić z rąk Wenecjan, do rąk Gorycjan i Austriaków, pod rządami tych ostatnich zachowało jednak pewną autonomię. W XIX w. jest miejscem pobytu wielu narodowości: rodowitych mieszkańców, Austriaków, Słoweńców, Chorwatów, Serbów, Ormian, Żydów, Greków, Węgrów, Anglików czy Szwajcarów. W owym czasie dialekt tergestyński został zastąpiony przez triesteński, występującym obok języka włoskiego, który był językiem administracyjnym.
Koniec I wojny światowej i aneks do Królestwa Włoch staje się początkiem niespokojnego okresu na terenie Triestu. Społeczeństwo podzielone jest na wspierających Imperium Austro-Węgierskiej, które widziane było jako opiekuna ludności słowiańskiej zamieszkującej miasto oraz na grupę osób, która miała poczucie przynależności do Włoch. Ostatecznie Traktatem w Rapallo Triest został włączony do Włoch. Spowodowało to opuszczenie miasta przez ludność niemieckojęzyczną.
Okres międzywojenny to okres faszyzmu we Włoszech, co wiąże się z ograniczeniem swobód ludności innej narodowości niż włoska, zamykanie szkół słoweńskich i zakaz używania języków słowiańskich na ulicach, przez co ludność ta decydowała się na wyjazd do pobliskiego Królestwa Jugosławii.
Pod koniec II wojny światowej Triest trafił pod okupację niemiecką a tuż po zakończeniu działań wojennych, przeszedł w ręce komunistycznej Jugosławii. Choć okres ten nie trwał długo, to był to czas niepewności, co do losów miasta, które mogło być przyłączone do Jugosławii lub wrócić we włoskie ręce. Dwa lata po zakończeniu wojny, Traktat Paryski ustalił, iż Triest będzie Niezależnym Terytorium oraz podzielił miasto na dwie strefy Strefę A – zarządzaną przez Amerykanów i Strefę B -zarządzaną przez Jugosłowian. Z czasem Strefa A stałą się terytorium Republiki Włoskiej i podział miasta między Włochy i Jugosławię stał się definitywny.
Triest dzisiaj
Muszę Wam jednak powiedzieć, że patriotyzm i chęć przynależności do Włoch (najpierw do Królestwa Włoch a następnie do Republiki Włoskiej) widać na każdym kroku. Widać w nazwach ulic, widać w preferencji używania liczb rzymskich, widać również w tablicach pamiątkowych, jak tak odsłonięta z okazji przyznania Złotego Medalu za oddanie życia mieszkańców Triestu podczas II wojny światowej.
zdjęcie zrobione przez różana fontanna
Powiem szczerze, że zaskoczyło mnie to bardzo, nigdy bym nie pomyślała, że to miasto położone na krańcu Włoch, oddalone od reszty kraju może być tak silnie związane z krajem, mimo iż jest terytorium granicznym, gdzie od wieków mieszały się kultury, narodowości i języki a mimo wszystko potrafiło zatrzymać w sobie ducha patriotyzmu i mimo przewrotnych losów, jakie je spotkały, uparcie i wytrwale dążyłna do bycia częścią Włoch.
Kawiarnie
Mówiąc o Trieście nie sposób nie wspomnieć o kawiarniach, gdzie obywało się życie intelektualne XIX i XX.-wiecznej Europy. Literackie kawiarnie w centrum miasta gościły takie osobowości, jak Italo Svevo, Umberto Saba czy James Joyce! Te kawiarnie to Caffè Tommaseo, il Tergesteo, il Pirona czy też “moja” kawiarnia Caffè degli Specchi, od której został zaczerpnięty tytuł książki wspomnianej na początku. Jeśli pamiętacie kilka słów na temat literackiej teorii miasta, którą przytoczyłam na początku i punkt, w którym mówiłam o miejscu centralnym, to muszę Wam powiedzieć, że dla mnie to właśnie ta kawiarnia jest takim punktem. Czułam, że musiałam tam kiedyś być i stać się częścią tego miejsca.
zdjęcie zrobione przez różana fontanna
Mówiąc o Caffe degli Specchi nie można nie wspomnieć o jej unikatowym położeniu. Mieści się ona w samym sercu miasta na Piazza dell’Unità d’Italia, która według Triesteńczyków jest największym placem w Europie z widokiem na morze.
zdjęcia zrobione przez różana fontanna
Mówiąc o Caffe degli Specchi nie można nie wspomnieć o jej unikatowym położeniu. Mieści się ona w samym sercu miasta na Piazza dell’Unità d’Italia, która według Triesteńczyków jest największym placem w Europie z widokiem na morze.
zdjęcia zrobione przez różana fontanna
Bora
Kiedy czytałam, wspomnianą już kilka razy książkę, jak i w wielu innych lekturach dotyczących tego miasta, prawie zawsze wspomina się słynny triesteński wiatr – Borę. Bora jest personifikowana, nadaje się jej cechy ludzkie, często mówi się po prostu ona, jakby była jakąś tajemniczą siłą, która zawłada miastem, podczas swojego pobytu. Sklepy z pamiątkami mają w sprzedaży magnesy, ze zdjęciami Bory. Widać na nich powykrzywianych od wiatru ludzi i łańcuchy na ulicach, które ułatwiały przemieszczanie. Jednak najlepszym wyjściem było pozostanie w domu i poczekanie aż ona odejdzie. Tu znowu wracamy do początku, czyli do uosobienia tego nietypowego wiatru, któremu nie dało się sprzeciwiać, należało się jedynie poddać, nie wolno się było opierać, bo kiedy Bora przychodziła do miasta, to całe miasto było jej, ona była jego panią. Nie miałam okazji zobaczyć, czy, rzeczywiście, Bora jest tak przerażająca, jak o niej piszą, ale z rozmowy ze sprzedawczynią w sklepiku z pamiątkami, dowiedziałam się, że dzisiaj Bora straciła na swojej sile, ale w dalszym ciągu nawiedza miasto.
Castello di Miramare
Opowiadając Wam o Trieście, nie mogę zapomnieć o Zamku Miramare (dosł. Patrzącego na morze). Zamek ten ma bajeczne położenie, ale nieszczęśliwą historię. Dziś gości rzeszę turystów każdego dnia, niezależnie od pory roku i zachwyca, zarówno swym pięknem jak i smutną historią. Giosue’ Carducci – zdobywca literackiej Nagrody Nobla z 1906 roku – napisał o nim znamienite słowa „Nido d’amore costruito invano”, czyli Gniazdko miłości na próżno zbudowane. Wzniesiony w 1850 roku przez arcyksięcia Ferdynanda Maksymiliana Habsburga, w której miał zamieszkać wraz ze swoją małżonką Carlottą Belgijską. Arcyksiążę nigdy w nim nie zamieszkał, gdyż wcześniej został zastrzelony w Meksyku a jego żona oszalała z bólu po stracie ukochanego małżonka. Zanim przeniosła się do Belgii, mieszkała w przybudówce do zamku. Tym samym zamek nigdy nie był zamieszkany. Zamek jest otoczony przepięknym i rozłożystym parkiem, który został stworzony z myślą o botanicznej pasji arcyksięcia Ferdynanda.
zdjęcia zrobione przez różana fontanna
Obejrzyjcie pozostałe zdjęcia Triestu, które – mam nadzieję – przeniosą Was do tego czarownego miejsca.
zdjęcia zrobione przez różana fontanna
Widok na morze z zamku Miramare w TrieścieWidok z zamku Miramare w TrieściePromenada i widok z promenady w TrieściePort w TrieścieTaras widokowy zamku Miramare w TrieścieOrnamenty budynku na Piazza Unità w TrieścieAntykwariat w Trieście
Z krótką wizytą w Słowenii
Około godzinę drogi od Triestu jest położona stolica Słowenii – Lublana. Żal nie byłoby wykorzystać tej okazji, że znajdowaliśmy się w tamtych okolicach, i nie zwiedzić również tego słowiańskiego miasta. Przyznam, że była to moja pierwsza wizyta w jakimkolwiek południowosłowiańskim kraju, ale to co uderzyło mnie i mojego męża, to niesamowite podobieństwo zarówno krajobrazu jak i zabudowa do Polski. Łezka mi się trochę zakręciła w oku, że to rzeczywiście siostrzany kraj i ludzie też bardzo swojscy, choć język – mimo iż podobny – to trudno go zrozumieć. Do wyłapania są pojedyncze słowa.
Lublana powitała nas deszczem, dlatego też nie miałam możliwości robienia dużej ilości zdjęć, choć kilka udało mi się pstryknąć.
Pospacerowaliśmy po centrum tego niespełna trzystutysięcznego miasta. Zaskoczyły mnie niskie zabudowania, żadnych drapaczy chmur, szklanych biurowców, wszystko takie kameralne i domowe.
Zapraszam do obejrzenia kilku zdjęć, które mimo deszczu udało mi się zrobić.
zdjęcia zrobione przez różana fontanna
A czy Wy znacie te tereny? Jak Wam się podobała wycieczka, na którą Was zabrałam?
Zdjęcia mojego autorstwa nie mogą być rozpowszechnianie, udostępnianie czy wykorzystywane w jakikolwiek sposób bez mojej wiedzy i zgody.
Do przygotowania dzisiejszego postu posłużyły mi te linki:
10 cose da fare e vedere a Trieste
Tags:Italia, Lubiana, Lublana, podróż, Slovenia, Słowenia, Triest, Trieste, viaggio, weekend, Włochy, zdjęcia