Zakładam, że jesteś kobietą, droga Czytelniczko. Choć Panowie też są mile widziani i jeśli znajdują w tym blogu treści, któresą im pomocne, to tylko mnie to cieszy. Ale dlaczego przywołałam kobietę? Z tego powodu, że – odnoszę wrażenie – to właśnie od kobiet, od kiedy są małymi dziewczynkami, oczekuje się, by były idealne na każdym polu.
Te komunikaty dochodzą do nas nie bezpośrednio, jako: „Bądź idealna!”, ale po przez pomniejsze inne komunikaty, których celem jest skarcenie, napominanie i poprawianie. Jakie to komunikaty: „Nie garb się!”, „Stój ładnie!”, „Nie zachowuj się jak chłopak!”, „Siedź prosto!”, „Popraw sukienkę!, „Obciągnij bluzkę!”, itd. Czy coś Ci to mówi? Jeśli nie, to prawdopodomnie jesteśmy z dwóch różnych pokoleń. Za tzw. „moich czasów” często można to było usłyszeć. Do tego dochodziło karcenie za oceny, brzydkie pismo, robienie błędów ortograficznych i nieładne wysławianie się. Nie były to boźdźce pochodzące jedynie z rodziny, tak napominali nauczyciele, sąsiedzi a nawet przechodnie. Moje dążenie do ideału było ważniejsze dla innych bardziej niż dla mnie.
Wracamy do tematu
Dzieciństwo za Tobą. Wyrosłaś na idealną (według własnych definicji) kobietę. Postawiłaś na siebie i swój rozwój. W pewnym momencie być może zrezygnowałaś z pracy na etacie, by móc rozwinąć skrzydła, żyć według własnych zasad, zarządzając sobą w czasie, tak, jak Tobie pasuje. Być może jesteś jeszcze przed ostatecznym krokiem, ale w głowie klamka już zapadła. Słowem klucz jest: Życie na własnych zasadach. Nic Cię nie ogranicza, nie będzie ograniczać, ani szef, ani godziny pracy, ani miejsce. Jesli nie masz ochoty na garsonkę i szpilki, to ich nie założysz, jak masz zły dzień, to nie musisz się na siłę uśmiechać i być miła dla kolegów w pokoju, jak boli Cię głowa, to nie musisz słuchać hałasów, rozmów, śmiechów. Sama decydujesz o tym, jak to wszystko ma i będzie wyglądać.
Tak to wygląda w teorii, bardzo przyjemnej teorii. W praktyce czasem trzeba iść na różne ustępstwa i kompromisy, czasem się trzeba do czegoś zmusić i czasem się trzeba do czegoś zmobilizować. Okej, to też już przepracowane.
Po tym refleksyjnym wstępie, dochodzimy do naszego sedna. Językowego i komunikacyjnego sedna, które w biznesie jak i w relacjach prywatnych jest kluczowe.
Załóżmy taką sytuację: Jesteś poddenerwowana, może zbiliżająca się miesiączka, może pani w supermarkecie nie chciała przyjąć Twojej reklamacji a może sąsiedzi przez pół nocy robili remont mieszkania. Jednym słowem, a raczej dwoma – jesteś poddenerwowana. Masz wejść w relację ze swoim odbiorcą, który nie jest Tobą, nie jest Ci tez najbliższą osobą, więc w żaden sposób nie możesz przewidzieć z jakim bagażem emocjonalnym przystępuje do wymiany komunikatu z Tobą. Każde słowo jest na miarę złota. Tym bardziej, że już wiesz o sobie, że nie jesteś w formie. Jeśli Ty dziś odpuścisz, ten proces komunikacyjny będzie prawdopodobnie skazany na porażkę. Nie możesz przecież założyć, że Twój odbiorca będzie nastawiony pozytywnie i na każde Twoje odburknięcie będzie reagował uśmiechem, a następnie będzie przekładał wszystko na język łagodności. Idealne zachowanie w tej kwestii jest takie, aby ograniczać kwestie, które mogłyby zaognić emocje. Nie używać słów kontrowersyjnych, operować prostymi, czytelnymi komunikatami, co do których nie ma wątpliwości co do intencji. Jeśli to konieczne i możliwe, dyskusję kwestii spornych należy przełożyć na inny dzień.
Innego dnia, kiedy będziesz w szczytowej formie, Twoja błyskotliwość będzie na takim poziomie, że z każdego problemu będziesz w stanie znaleźć wyjście.
Teraz inna sytuacja: moja; chociaż dotyczy języka obcego, to jest możliwa w języku ojczystym. Zmęczenie fizyczne i psychiczne. Przedłużające się. Mój mózg zaczyna to bardzo odczuwać i moje procesy poznawczo-językowe spowalniają się. Ba, być może nie mam na nie większego wpływu. Zaczynam mówić okropnie po włosku, błąd za błędem. Każdego typu. Nie chce mi się ani mówić dobrze ani się poprawiać. Jak na złość słyszę wszystkie swoje błędy jezykowe i gramatyczne, ale nie mam siły się porawiać. Spływa to po mnie. W pracy na rezerwie staram się jako tako komunikować, w domu nic mnie interesuje. Przecież mój mąż i tak zrozumie o co mi chodzi. Trwało to jakiś czas. Nie kilka dni. Dobre kilka miesięcy. Potem wróciło wszystko do normy. Pozwoliłam sobie na to. Nie miałam wyrzutów sumienia. Mimo, iż miało to miejsce kilka lat temu, wciąż pamiętam ten dziwny stan umysłu, który uświadomił mi, że nie można być ciągle językowo w napięciu i na 100 %. Raz na jakiś czas pozwalam sobie na takie poluzowanie, bo nie chciałabym, aby ten katatoniczny stan znów wrócił.
Czy muszę być idealna językowo-komunikacyjnie?
Nie, nie musisz być idealna językowo-komunikacyjnie. Nie musisz wysławiać się perfekcyjnie, porażać rozmówcę erudycją. Twoje teksty nie muszą wspinać się na wyżyny perfekcji a tekst sprzedażowy nie musi być tak napisany, że kapcie spadają. Również dlatego jesteś w tym miejscu, w którym jesteś, żeby nic nie musieć. Teksty na bloga można pisać hurtem, wtedy, kiedy czujesz, że jest na to najlepszy czas. Np. ja tak jak ja teraz. Piszę ten tekst będąc na wakacjach nad morzem, w San Benedetto del Tronto. Mój syn właśnie ucina sobie popołudniową drzemkę, małżonek odpoczywa na leżaku a ja piszę, bo czuję się świetnie i produkuję jeden tekst za drugim. Zostaną one opublikowane za kilka tygodni, kiedy moce twórcze statystycznie spadają ze względu na pogarszającą pogodę i powakacyjnego doła. A dziś wiem, że moje teksty są nie wymuszone, lekkie i mam nadzieję dobrze Ci się czytają.
Nie przejmuj się, że się pomylisz na live’ie, że zrobisz błąd ortograficzny i jeszcze, nie daj Boże, ktoś go zauważy i Ci go wytknie. Reaguj tak, jak Madonna, kiedy na światło dzienne wyszła jej rozbierana sesja, z której pieniędzy starała się utrzymać zanim jeszcze stała się sławna. Wiesz, co powiedziała, a co zostało wielkimi literami opublikowane w gazetach? -„So what?!”. Znjadź takie swoje „so what” nie spinaj się, że coś się nie udaje, źle się wyraziłaś, ktoś wytknął błąd. Jeśli możesz przewidzieć, że coś komunikacyjnie czy językowo może się sypnąć, staraj się być transparentna i używaj prostych komunikatów, bez kontowersyjnych słow i trudnych wyrażeń. A jeśli wpadka się zdarzy nawet jeśli bardzo się starałaś, to…”so what!”. Jasne, uczę Cię tego, że komunikacja jest ważna, trzeba być świadomym całego procesu komunikacyjnego, swojego języka, uważania na błędy, tego, jak ważne to wszystko jest w budowaniu stratego treści, srzedaży, promocji marki, ale nie będę strofować nikogo i zmuszać do bycia idealnym!
Ideały nie istnieją
Znacie wiersz ks. Twardowskiego „Bliscy i oddaleni”? Jest tam taki fragment: „Byliby doskonali lecz wad im zabrakło”. Dlatego miej swoje wady, potyczki językowe, to też Twoja unialna cecha, która zjednuje Ci sympatyków. Tylko nie przesadzaj, bo to mają być nonszalanckie potknięcia, które dodają wdzięku i autentyczności Twojemu komunikatowi.
One thought on “Czy muszę być idealna językowo?”